Polska szkoła od wielu lat, a w zasadzie dziesięcioleci, praktycznie się nie zmienia. Poza wprowadzeniem informatyki, zmianami w podręcznikach i kanonie lektur wszystko wygląda tak samo. Dlatego też coraz większą popularnością cieszą się szkoły alternatywne, które nie skupiają się tylko na przekazywaniu dzieciom wiedzy, ale pomagają im opanować proces skutecznego uczenia się, wspierają w rozwijaniu zainteresowań i pasji, dają przestrzeń do wyrażania emocji i pomagają je zrozumieć, a także uczą samodzielności. 

Wśród wielu edukacyjnych systemów, coraz bardziej zauważalne są placówki leśne i choć rozwijają się głównie przedszkola tego nurtu, pojawia się także nadzieja dla leśnych szkół. Druga taka placówka w kraju powstała w ubiegłym roku w Żorach. 

Czy możecie krótko zdefiniować waszą szkołę?

Helena: Chciałyśmy powołać do życia miejsce, w którym dzieci będą mogły uczyć się w przyjaznej atmosferze, poznawać świat, odkrywać go w zgodzie z sobą, ale też w zgodzie z naturą. Dlatego też w naszej szkole procesy poznawcze i edukacyjne są równie ważne, jak kontakt ze światem, który nas otacza. 

W leśnych przedszkolach istnieje norma wynosząca minimum 80% czasu spędzanego przez dzieci na zewnątrz. Szkoła ma oczywiście inne wymogi niż przedszkola, ale czy trzymacie się też jakiś ram czasowych?

Helena: Poszukując pomysłu na szkołę, dowiadywałyśmy się, jak leśna edukacja wygląda nie tylko w Polsce, ale też poza granicami i okazało się, że takie sztywne ramy nie istnieją. Wszystko zależy od tego, jaki jest pomysł na szkołę. W niektórych placówkach uczniowie spędzają tylko jeden dzień w terenie, w innych kilka godzin każdego dnia, a są i takie, gdzie rzeczywiście dzieci przez cały dzień przebywają w lesie. W poszczególnych krajach i szkołach założenia są naprawdę zróżnicowane. My, tworząc szkołę, miałyśmy też na uwadze to, że dzieci przede wszystkim muszą się uczyć, chciałyśmy więc dać im przestrzeń, która zapewnia podstawę piramidy Maslowa, czyli gdzie będzie ciepło, nie będzie padało na głowę i gdzie będą mogli się komfortowo uczyć. W praktyce dzieci z naszej szkoły codziennie są na dworze, ale nie liczymy tego w procentach. Nie chciałyśmy się tu radykalizować. 

Działacie na Śląsku, a więc w rejonie, gdzie głównym przeciwnikiem spędzania czasu na dworze pewnie jest nie zimno, a smog?

Helena: Rzeczywiście bierzemy pod uwagę stopień zanieczyszczenia powietrza. W tym roku szkolnym akurat nie mieliśmy wielu dni, kiedy ogłaszano smogowe alerty. Ten rok był spokojny, w przeciwieństwie do poprzedniego, kiedy przygotowywaliśmy szkołę. 

Jak leśna edukacja wygląda w praktyce? Kiedy wasi uczniowie wychodzą na dwór, mają czas na swobodną zabawę czy jednak jest to bardziej lekcja matematyki nad strumykiem?

Kinga: Robimy różne rzeczy. Odbywają się lekcje, prowadzimy edukację matematyczną, język polski, muzykę, plastykę. W zasadzie wszystkie ścieżki jesteśmy w stanie zrealizować na świeżym powietrzu, ale dzieci mają też czas na swobodną zabawę. Często przerwy śródlekcyjne spędzamy na świeżym powietrzu i ten czas poświęcamy na zabawę. Zazwyczaj mamy też około 15 – 20 minut przerwy między zakończeniem lekcji a obiadem i ten czas spędzamy na placu zabaw, który znajduje się tuż obok naszego budynku. W okresie wiosenno letnim korzystamy też z pobliskiego parku linowego. Świeże powietrze daje nam wiele możliwości, zarówno rekreacyjnych, jak i edukacyjnych. Ostatnio w czasie świetlicy dzieci czytały książki na hamakach, które zawiesiliśmy w niedalekim lasku. Jest to przykład, który trudno włożyć w sztywne ramy tylko nauki, odpoczynku, czy też zabawy. Taka forma daje nam wiele możliwości. 

Helena: Kiedy zaczynaliśmy aktualny rok szkolny w pierwszej klasie, to większość materiału poznawaliśmy w terenie. Takie zagadnienia, jak np. wprowadzanie liter, czyli odpowiednie ruchy ręką, zbiory, rytmy robiliśmy w lesie. Kiedy przyszedł czas na pisanie literek, wróciliśmy do ławek i ćwiczeń.

Zatarcie granicy między zabawą a nauką pewnie sprawia, że dzieci chętniej przyswajają wiedzę?

Helena: Zdecydowanie. I właśnie często jest tak, że ciężko zdefiniować, czy teraz się bawimy, czy jednak uczymy. Bywa tak, że my realizujemy swoje edukacyjne cele, a dzieci nawet tego nie zauważają. Dla przykładu mogę opowiedzieć o zajęciach w terenie, podczas których uczyliśmy się o kamuflażu. Podzieliliśmy się na trzy grupy i zawiesiliśmy różnokolorowe nitki w terenie, które potem trzeba było znaleźć. Później analizowaliśmy, które było łatwiej znaleźć, które trudniej, a których w ogóle nie udało nam się odszukać. Na koniec rozmawialiśmy o tym, dlaczego w przyrodzie istnieje kamuflaż, które zwierzęta go wykorzystują i jak. 

Kinga: Mamy też informację zwrotną od rodziców, którzy zdecydowali się przenieść dzieci do nas w trakcie roku szkolnego. Ich dzieci mówią, że w naszej szkole uczą się mniej, a rodzice mówią nam, że zauważyli, że wreszcie ktoś stymuluje ich pociechę. 

W swoich działaniach kierujecie się podstawą programową? 

Kinga: Tak. mamy cele do zrealizowania, mamy plan tygodnia i oczywiście podstawę programową, ale mamy zupełnie inny sposób ich realizacji, niż większość placówek edukacyjnych. W naszej szkole dzieci mają  możliwość kreowania lekcji, bywa tak, że to nauczyciel podąża za nimi, nie trzyma się sztywno schematów. Często zapraszamy też gości z zewnątrz, którzy prowadzą lekcje dla naszych uczniów. Staramy się nie tłamsić, a wręcz rozwijać dziecięcą ciekawość.

To dzieci w dużym stopniu decydują o tym, jak będziemy realizować materiał. Dbamy o to, żeby każdy czuł się tu dobrze, mając na uwadze cechy charakteru, doświadczenia, niepełnosprawności. Zależy nam na tym, żeby każdy znalazł tu swoje miejsce. Przez to dzieci darzą nas dużym zaufaniem, ale trzeba tu przyznać, że poprzez takie działania zrzucamy też odpowiedzialność za ich edukację na nich samych. Dzieje się tak choćby dlatego, że oceny stosujemy w bardzo małym wymiarze. W klasach jeden – trzy one nie pojawiają się w ogóle. Natomiast w starszych klasach taka ocena już się pojawi. Jako szkoła niepubliczna na prawach szkoły publicznej, jesteśmy zobowiązani do tego, żeby na koniec roku wystawić ocenę w formie cyfry, ale dzieci dostaną informację zwrotną dotyczącą tego, w jakim stopniu opanowały materiał i czego jeszcze muszą się nauczyć. Poza tym nasze lekcje nie są lekcjami w ujęciu tradycyjnym, 45 minutowym. W naszej szkole nie ma dzwonków. My tutaj w skali tygodnia musimy zrealizować materiał w takim zakresie, jaki jest przewidziany w planie szkoły, ale to my decydujemy o tym, w jakich godzinach realizujemy jaki materiał. Często staramy się połączyć wiedzę z różnych dziedzin i przez to dzieci są też bardziej otwarte. 

Dzieci mają lekcje z wyszczególnionych przedmiotów, czy zintegrowane?

Kinga: Zapraszamy dzieci do poznawania różnych osób z różnymi talentami, żeby te osoby swoja postawą, zarażały dzieci swoją pasją.  Dlatego też nawet w klasach 1- 3, gdzie jest nauczanie zintegrowane, dzieci mają zajęcia z różnymi osobami. Helena wspomaga nauczanie przyrodnicze, ja wspomagam nauczanie edukacji muzycznej, bo jestem muzykiem. Mamy też dziewczyny, które przeprowadzają zajęcia ze sztuki. 

W klasie czwartej, która w naszej szkole wystartuje od września, dzieci będą miały lekcje zróżnicowane, ale zależy nam na tym, żeby możliwie często łączyć wiedzę z różnych dziedzin wokół jednego tematu, czyli stosować metodę projektów. Oczywiście nie wszędzie da się tak pracować, są tematy, które wymagają indywidualnej pracy, np. z zakresu matematyki, niemniej istnieje wiele obszarów, które z powodzeniem można połączyć. Chcemy zanurzać dzieci głębiej i na dłużej wokół jednego tematu, ale przeplatając różne przedmioty. 

Czyli zajęcia niekiedy są dłuższe niż te znane powszechnie 45 minut?

Helena: Dokładnie. Bywa, że nawet od śniadania do obiadu w zasadzie nie ma przerw. Przerwy wyznaczają najczęściej zmiany nauczycieli, jeśli akurat mamy angielski, hiszpański, niemiecki, czy religię. Poza tym nauczyciel podąża za dziećmi, nie przerywa, kiedy są na czymś skoncentrowane, ale też może zrobić przerwę bardzo szybko, jeśli zauważy, że z koncentracją jest trudno. Bywa np. że jesteśmy w terenie i próbujemy omówić jakiś temat, ale dzieci myślami są już gdzieś daleko, wtedy niezawodnie działa berek. Po 10 minutach gonienia, wszyscy są już gotowi na koncentrację. 

Ciekawy temat naprawdę może wciągnąć dzieci. Jak np. starsze dzieci przerabiały temat Antarktydy, to trwało to tydzień. Budowali bazę arktyczną, pisali obliczenia, opisywali pingwiny, porównywali gatunki pingwinów, porównywali siebie do tych zwierząt, potem nagrywali filmik i na koniec zaprosili pierwszą klasę na prezentację. I w trakcie tych zajęć dzieci naprawdę nie potrzebowały przerw, bo świetnie się bawiły.

Takie podejście wymaga też dużej interdyscyplinarności od nauczycieli?

Kinga: Tak, musimy dużo pracy włożyć w to, żeby połączyć tematy, które są w założeniu podstawy programowej. Podręcznik jest dla nas wsparciem, ale nie ograniczamy się do korzystania z podręcznika. W klasach 1- 3 nasi uczniowie korzystają z pakietów edukacyjnych, przy czym wypełniają ćwiczenia w maksymalnie 50 procentach, co wcale nie wiąże się z tym, że zabrakło na resztę czasu. Świadczy to bardziej o tym, że te 50 proc. zrobili w terenie albo w inny sposób, np. właśnie metodą projektów. Zależy nam na tym, żeby dzieci dotykały, doświadczały, przeżywały, konstruowały, a nie tylko oglądały ilustracje w ćwiczeniach. 

Helena: Na początku u niektórych rodziców puste ćwiczenia budzą niepokój, ale ci rodzice szybko orientują się, że brak notatek w ćwiczeniach nie oznacza braku wiedzy u dzieci. 

Zawsze dajemy też dzieciom możliwość pójścia dalej. Dla przykładu matematyka w klasie pierwszej jest stosunkowo prosta, ponieważ pierwszy semestr to liczenie do dziesięciu. Cała klasa szybko opanowała tę umiejętność, bo szczerze mówiąc, wiele dzieci już po przedszkolu potrafi liczyć, więc pozwoliliśmy im pójść dalej. Dzieci szybko się nudzą, więc nie chcemy ich na siłę blokować. Jeśli natomiast chodzi o podejście nauczycieli, to podstawa programowa jest tak skonstruowana, że dzieli edukację niejako na bloki 1-3, 4-6 i 7-8. W założeniach naszej szkoły znalazło się to, że w klasach 1-3 rzeczywiście możemy w formie zabawy w terenie, w zupełnie niestandardowy i nieszablonowy sposób zrealizować tę podstawę programową praktycznie w całości. Jednak w klasach 4 – 8 przyjdzie do nas wielu nauczycieli i być może nie każdy będzie tą naszą ideę czuł na sto procent, ale będzie nam potrzebny, bo będzie świetnym fachowcem i my też mamy w sobie zgodę na to, że ta osoba pokaże naszym dzieciom, że można też trochę inaczej. Klasy 7-8 to będzie czas przygotowania do szkoły średniej i tam będzie nam ogromnie zależało na tym, żeby przygotować naszych uczniów zarówno do egzaminu, jak i do wyjścia z naszej szkoły, nie tracąc idei, tej bazy, na której pracujemy, ale żeby im pokazywać, co jest przed nimi i żeby byli na to przygotowani. 

Czy uczniowie waszej szkoły dostają zadania domowe?

Kinga: Tak, ale niezbyt często i nie po to, żeby uzupełnić, czy powtórzyć materiał. Przykładowo jednym z zadań domowych było niedawno stworzenie lapbooka z lektury. Jest to taka forma przestrzennego notowania. To kartka, w której są różne okienka, można rysować rysunki, ale jest też zbiór informacji, który musi się tam znaleźć. Był uczeń, który stwierdził, że on nie będzie robił zadania z tej lektury, bo ona jest za nudna. Wybrał inną książkę i dostał na to przyzwolenie nauczyciela. Ten przykład pokazuje właśnie, czym dla nas jest zadanie domowe. W naszym przekonaniu daje ono dzieciom poczucie obowiązku, poczucie, że muszą coś zrobić na jakiś dany termin, nie jest ono nam potrzebne do tego, żeby nadrabiać jakieś zaległości, których nie zrealizowaliśmy w szkole, tylko pomaga nam wypracować w dzieciach poczucie obowiązku. Dzieci muszą nauczyć się do sprawdzianu z języka angielskiego, muszą przeczytać lektury lub nauczyć się wiersza. Jeśli tego nie zrobią, nie dostaną jedynki, ale będą musiały stanąć przed nauczycielem i przyznać się, że nie wywiązały się ze swojego zadania. Nauczyciel zapyta dlaczego, czy coś się wydarzyło i potem umawiają się na termin, kiedy dziecko nadrobi tę zaległość. 

Zakładając szkołę alternatywną, leśną, chcecie niejako uciec ze szkoły systemowej, dlaczego?

Kinga: Mamy doświadczenia zarówno z perspektywy nauczyciela ze szkoły systemowej, jak i rodzica, którego dzieci przez tę szkołę przeszły. Ja pracowałam w szkole systemowej przez kilka lat, więc z perspektywy nauczyciela mogę powiedzieć, że w większości szkół mamy ciągle system pruski. Jest to system, w którym bardzo duży nacisk kładzie się na przekazywanie wiedzy, która tak naprawdę teraz jest na wyciągnięcie ręki, tudzież telefonu. Kiedyś szkoła i podręcznik były jedynymi źródłami wiedzy, które pozwalały poznać świat. Teraz te źródła są wszędzie. Wiedzy jest tak dużo, że wręcz zalewa nas i nasze dzieci. My w naszej szkole chcemy odejść od modelu pruskiego, tego przekazywania wiedzy na rzecz tego, żeby wypracować w dzieciach umiejętności wyszukiwania informacji, jak i filtrowania ich. Podręczniki często ułatwiają dzieciom zadanie, pogrubiając treści, czy prezentując je w ramkach. Nam zależy na tym, żeby nasi uczniowie potrafili szukać, wyciągać to, co jest ważne, podsuwamy im więc różne książki, nie tylko podręczniki, z których muszą wyszukać informacji i wyłuskać z nich to, co naprawdę ważne. Ale staramy się też nauczyć ich krytycznego myślenia o świecie, żeby wiedzieli, że nie wszystkie informacje, które do nich docierają, są prawdziwe. 

Ponadto w szkole tradycyjnej zazwyczaj nie ma czasu, żeby podejść indywidualnie do dziecka, a my tutaj bardzo duży nacisk kładziemy na to, żeby podążać indywidualnie za dziećmi, które rozwijają się w bardzo różnym tempie i mają różne talenty. 

Zadajemy dzieciom bardzo mało zadań domowych, nie odpytujemy ich też z trzech ostatnich lekcji. Są inne sposoby na sprawdzenie wiedzy uczniów. Dzięki temu, że nie tracimy czasu na to, co jest codziennością w tradycyjnych szkołach, mamy go więcej na rozwój mocnych stron naszych podopiecznych i ich zainteresowań. 

Poświęcamy też sporo czasu na kształtowanie umiejętności miękkich wśród naszych uczniów. Kładziemy nacisk na to, żeby były one świadome tego, w jaki sposób się komunikować z dorosłymi i z dziećmi, w jaki sposób wyznaczać własne granice, żeby rozumiały i potrafiły nazwać to, co się dzieje w ich ciele, żeby były świadome tego, jakie towarzyszą im emocje i żeby konflikty, które się zdarzają, rozwiązywały nie siłą, czy przemocą psychiczną, tylko żeby potrafiły powiedzieć, co im się nie podoba w danej sytuacji i jak się z tym czują. 

Kiedy pojawia się jakiś problem, organizujemy też zajęcia indywidualne z rodzicami. Takie spotkanie trójstronne, w którym udział bierze uczeń, rodzice i nauczyciel, często uświadamia też rodzicom, że dziecko odbiera rzeczywistość nieco inaczej, niż oni to sobie wyobrażali. Dzięki temu jesteśmy w stanie wziąć pod uwagę to, co powiedziało dziecko, to jak ono się czuje z problemem wychowawczym lub edukacyjnym i wspólnie obieramy drogę, która ma na celu wyeliminowanie tego problemu. 

Helena:ja jako rodzic przeszłam cały cykl szkolenia moich starszych dzieci w szkole systemowej. Oczywiście bywały gorsze, jak i lepsze czasy, jednak całościowo bardzo mi przykro, że szkoła potwornie marnuje potencjał dzieci. O ile lata w klasach jeden trzy, przy fajnej pani, której naprawdę zależy, mogą być owocne, to już w klasie czwartej zaczyna się proces ciągłego wkładania dzieci w średnią. Nie można być ani wyżej, ani niżej. Nie ma przestrzeni na zainteresowania, na pasje. Często w szkole nie jest ważne to, jak dzieci się czują, czy w klasie panuje dobra atmosfera, czy zła. Nie jest ważne to, czy dzieci budują relacje z rówieśnikami. Ja nie jestem pedagogiem, jestem przyrodnikiem, leśnikiem, skończyłam studia podyplomowe z edukacji przyrodniczo – leśnej, jestem przewodnikiem górskim i pilotem wycieczek i kilkanaście ostatnich lat spędziłam, łącząc te zawody w terenie. Prowadziłam też wiele szkolnych wycieczek, podczas których mogłam spojrzeć na szkołę z boku i niekiedy pojawiało się wiele refleksji, niekoniecznie pozytywnych. 

Widziałam też, jak duży jest brak obycia ludzi z przyrodą, z tym, co mają na wyciągnięcie ręki. Ludzie są strasznie nieuważni na to, co nas otacza. Wychodzą z psem na spacer i nie potrafią dostrzec niczego wokół. Nie mają zielonego pojęcia, że na mijanym drzewie waśnie pękają pąki, jakie to jest drzewo, jaki siedzi na nim ptak, że może akurat, jeśli się przysłuchają, zauważą, że dwa ptaki ze sobą rozmawiają, że jeden mówi, drugi odpowiada. Do tego nie trzeba żadnej wiedzy, żadnych studiów, wystarczy być uważnym.

W waszej pracy z dziećmi pojawiają się także elementy pedagogiki montessorieńskiej?  Kinga: Spojrzenie Marii Montessori, według którego dziecko może wiele rzeczy zrobić samo, jest nam bardzo bliskie. Dlatego właśnie trochę oddajemy dzieciom odpowiedzialność za ich edukację. W naszej szkole pojawiają się też pomoce montessoriańskie, głównie do nauczania matematyki i języka polskiego. Nie chcemy jednak zamykać się w ramy i nazywać szkołą montessoriańską. Bliska jest nam też pedagogika waldorfska, ale równocześnie nie stronimy od kodowania, programowania i szeroko pojętej elektroniki. Uważamy bowiem, że nauczenie dzieci poruszania się w świecie cyfrowym też jest bardzo istotne. Korzystamy również  z własnych, wieloletnich doświadczeń z edukacji formalnej i nieformalnej, więc tworzymy też własne metody i formy pracy. 

Helena: Nie chcemy się zamykać w obszarze jednej metody, bo uważamy, że metody pracy należy dostosować do uczniów, a nie odwrotnie. Samodzielność jest natomiast dla nas bardzo ważna. Przykładem może być np. sposób robienia notatek. Małe dzieci często w szkole muszą coś przepisać. U nas od samego początku dzieci dostały zeszyty A4 i samodzielnie robią tam notatki. Na początku, jak jeszcze nie umieli pisać, mogli rysować ciekawostki z lekcji, teraz już zapisują, co zapamiętali, cały czas są więc w procesie twórczym i teraz widzę, ile oni są w stanie już napisać i nikt się przeciwko temu nie buntuje. Dla nich to, że tworzą coś sami, jest naturalne. 

Klasy w waszej szkole są małe?

Kinga: Obecnie w pierwszej klasie mamy 17 dzieci. W trakcie trwającego roku szkolnego zgłosiło się do nas jeszcze dwoje dzieci, ale odmówiliśmy. Niemniej nie jest to sztywna rama. Wszystko zależy od uczniów. Gdyby dzieci były wyrównane poziomem, to nie byłoby problemu, żeby przyjąć jeszcze jedno dodatkowe dziecko. Jeśli natomiast w klasie będą duże dysproporcje, to jesteśmy gotowi na prowadzenie klasy w której jest 12 – 13 dzieci. Zainteresowanie naszą szkołą jest na tyle duże, że w przyszłym roku otwieramy dwie pierwsze klasy. Od razu chcemy jednak zaznaczyć, że nie zamierzamy być dużą szkołą. Chcemy znać każdego ucznia i każdego rodzica. 

Jak wygląda weryfikacja wiedzy dzieci?

Kinga: Pojawiają się testy, przy czym nie mówimy dzieciom, że mają wyciągnąć karteczki, bo chcemy postawić oceny. Czasem jest to sprawdzian, czasem test, a czasem quiz. Nam zależy na tym, żeby dziecko usiadło przed tą kartką i samo dla siebie sprawdziło, w jakim stopniu opanowało dany materiał. I dzieci dostają informację zwrotną w postaci komunikatu składającego się z kilku zdań, z którego dowiadują się, z czym poradziły sobie bardzo dobrze, a nad czym powinni jeszcze popracować. I nie jest to też tak, że zostawiamy to dziecko samo z tym komunikatem. Nauczyciele mają czas, żeby usiąść z uczniem i przepracować sprawiające trudność zagadnienia. 

Nie boicie się testów, przed którymi dzieci będą musiały stanąć w przyszłości?

Kinga: Dlatego też przeprowadzamy sprawdziany, żeby przygotować dzieci do testów. Na ten moment nie zakładamy powoływania szkoły średniej i musimy brać pod uwagę, że te nasze dzieci po 8 klasie pójdą do innej szkoły. Dbamy więc o to, żeby za bardzo się nie rozczarowały, nie odbiły od tych murów, tylko żeby wiedziały, że w tej kolejnej szkole może być inaczej. Nie stwarzamy im warunków do tego, żeby nie dotykała ich porażka. Nawet czasem z premedytacją rzucamy im kłody pod nogi, oni się przewracają, a my pytamy, czy im pomóc wstać, czy jednak chcieliby to zrobić samodzielnie. Stawiamy więc przed nimi wymagania i zadania i bacznie obserwujemy podstawę programową i treści, które dzieci muszą przyswoić. To jest dla nas priorytet. Zależy nam jednak na tym, żeby one nauczyły się, a  nie żebyśmy my ich nauczyli. Samego egzaminu się więc nie boimy bo mamy świadomość tego, że realizujemy podstawę programową w najlepszym wymiarze, w jakim jest to możliwe. Przed nami egzamin trzecioklasisty i przygotowujemy się do niego. 

Jestem też pewna, że nasze dzieci poradzą sobie w dalszej edukacji. Mamy osiem lat na to, żeby pokazać im, jak się uczyć, jak wykorzystywać mózg, jak notować, jak być asertywnym, jakie mają talenty. Tak więc to dziecko jest świetnie przygotowane do tego, żeby pójść z otwartą głową i gotowością do następnej szkoły. Ja bardziej bym się bała, jak poradzą sobie dzieci, które w systemowych szkołach zostały stłamszone, a niestety niekiedy tak się dzieje. 

Czy dzieci z trudnościami, takimi jak np. autyzm czy zespół aspergera znajdą miejsce w waszej szkole?

Kinga: Tak, jesteśmy otwarci, przy czym nie jesteśmy często wystarczająco profesjonalni w pracy z dziećmi z niepełnosprawnością. Tutaj bardzo zaznaczamy to, że jeśli dziecko, które chce przystąpić do naszej szkoły, jest już po konsultacjach, czy to Poradni Psychologiczno Pedagogicznej, czy też otrzymało już orzeczenie o niepełnosprawności, to rodzice koniecznie muszą nas o tym poinformować. Wówczas siadamy z rodzicami i zastanawiamy się, czy nasza szkoła jest dobrym miejscem dla tego dziecka. Na razie nam się to udaje, do naszej szkoły uczęszczają dzieci z trudnościami. Ważne jednak, żeby rodzice świadomie podjęli decyzję, co jest najlepszym wyborem dla dziecka, bo to ono jest tu najważniejsze. 

W jakich ramach godzinowych odbywają się lekcje? 

Kinga: Szkoła działa od 7 do 17. Lekcje rozpoczynają się o godzinie 8.30. Rano, przed lekcjami jest czas na spotkanie w bazie pod schodami, gdzie na pufach trwa wymiana kartami pokemon, czy też różne ważne rozmowy, między dziećmi. Między 8 albo 8.30 nauczyciele są dostępni dla dzieci i wtedy można raz jeszcze omówić materiał, który być może sprawia jakieś trudności, zapytać o coś z lekcji, na której kogoś nie było, albo rozwinąć temat, który dzieci szczególnie zainteresował podczas lekcji. O 8.30 siadamy w kręgu lub przy stolikach.

Zajęcia lekcyjne w klasach 1 – 3 trwają do 14. W klasie czwartej zajęć jest więcej, więc zakładamy, że lekcje będą trwały do godziny 15. Potem dzieci mogą korzystać z oferty naszej świetlicy. Dodatkowo w tych ramach mamy jezyk niemiecki, hiszpański, dodatkową godzinę języka angielskiego, gotowanie, programowanie, zajęcia z teatru, z mini mediacji porozumiewania się bez przemocy. Część z tych zajęć odbywa się co tydzień, ale bywają też jednorazowe spotkania ze specjalistami, których tu zapraszamy. Te dodatkowe zajęcia są już uwzględnione w czesnym. Ponadto zajęcia dodatkowe staramy się dopasować do potrzeb dzieci. Niedawno pojawiło się zainteresowanie kółkiem szachowym i od września będziemy się starały takie zajęcia zorganizować. Często angażujemy tutaj też do pomocy rodziców i tak niedawno mieliśmy zajęcia z tworzenia lasu w słoiku, a niedługo tata jednej z naszych uczennic będzie prowadził warsztaty z tańca breakdance.

Dzieci w trakcie zajęć mają także przerwę na posiłki, w tym ciepły obiad?

Helena: Mamy swoją kuchnię, dzieci jedzą tu śniadania, obiady i podwieczorki. Staramy się, żeby dzieci jadły produkty dobrej jakości, współpracując z ekologicznymi rolnikami. Jest to możliwe, ponieważ dodatkowo jestem jedną z osób prowadzących Targ na Zielonym w Gliwicach. Jest to inicjatywa zrzeszająca lokalnych producentów zdrowej, ekologicznej żywności, z lokalnymi odbiorcami. Dzięki temu przynajmniej część produktów z naszej stołówki pochodziła z pewnych, lokalnych źródeł. Rodzice mają też możliwość spróbowania naszej kuchni, ponieważ przy szkole i stołówce działa stowarzyszenie, które przygotowuje gotowe dania w słoikach. 

Jak wygląda w waszej szkole sposób rekrutacji?

Kinga: Organizujemy spotkania z rodzicami, podczas których prezentujemy wszystkie założenia naszej szkoły. Wtedy rodzice mają czas na zastanowienie się. Zapraszamy wszystkich, którzy chcą dołączyć do naszej szkoły i nie prowadzimy żadnych dodatkowych weryfikacji dzieci. 

Zdajemy sobie też sprawę z tego, że nasza szkoła nie jest dla wszystkich. Znam sporo osób, zarówno dzieci, jak i dorosłych, którzy świetnie odnajdują się w szkole systemowej. Dla części z nich ta cyfra, którą dzieci dostaną ze sprawdzianu, czy kartkówki jest gwarancją, że dziecko opanowało wiedzę. Są też osoby, które bardzo cenią sobie zadania domowe, bo wtedy widzą, że dziecko siedzi w swoim pokoju i się uczy. 

Kilka informacji praktycznych. 

Leśna szkoła w Żorach działa na terenie miasteczka westernowego Twinpigs. W tym samym miejscu funkcjonuje także przedszkole Blisko Dziecka. Jak podkreślają założycielki szkoły, wyrosła ona właśnie z tego przedszkola. 

Szkoła jest płatna, miesięczne czesne wynosi 630 zł plus jedzenie – 15 zł/ dzień. (informacje na dzień 1 września 2022)

Szkoła zrzesza dzieci nie tylko z Żor. Rodzice dowożą pociechy także z okolicznych miast i wiosek. 

Helena Suchodolska i Kinga Jureczko-Kowalska

Helena Suchodolska
Kinga Jureczko-Kowalska
założycielki Leśnej Szkoły w Żorach

Kinga Jureczko – Kowalska (z prawej), żona i matka trzech wspaniałych córek, założycielka Leśnej Szkoły Podstawowej. Jej pasją jest edukacja dzieci od kołyski do wieku nastoletniego, a jej życie wypełniają dźwięki tradycyjnych i oryginalnych instrumentów z różnych stron świata. Z zawodu pedagog wielu specjalizacji i muzyk.

Helena Suchodolska, żona i mama wyjątkowej trójki, współzałożycielka Leśnej Szkoły Podstawowej i autorka jej przyrodniczego nurtu edukacji. Z zawodu i pasji leśnik, edukatorka przyrodniczo – leśna, przewodniczka górska.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój komentarz
Twoje imię