Największym zagrożeniem dla dzieci i młodzieży, jakie niesie ze sobą internet, jest możliwość uzależnienia się od niego?
Uzależnienie to ogromne zagrożenie, ale nie jedyne. Definicja uzależnienia od świata wirtualnego jest bardzo konkretna. Mówi ona o tym, że człowiek zaprzestaje swoich codziennych aktywności, a więc w wypadku dziecka, mamy tu sytuację, kiedy nie chodzi ono do szkoły, co trwa przynajmniej rok i w tym czasie przebywa tylko w świecie wirtualnym. Mówię o tym, ponieważ często rodzice używają słowa uzależnienie, choć ich dzieci nie są uzależnione.
Rodzice martwią się więc niepotrzebnie?
Absolutnie nie. Często nie szukają jednak rozwiązań w rodzinie, w swoim podejściu do dziecka, tylko od razu przyklejają mu łatkę uzależnionego, jakby to miało pomóc rozwiązać problem.
Ponadto, bądźmy szczerzy, jeśli mama codziennie ogląda serial i w danej godzinie to on jest dla niej najważniejszy, wówczas jej zachowanie też moglibyśmy nazwać uzależnieniem. Z moich doświadczeń wynikających z pracy z rodzicami obserwuję, że kiedy mówią oni o uzależnieniu swojego dziecka, obawiają się niejako tego, że ich dziecko za chwilę zniknie i że będzie funkcjonowało już tylko w świecie wirtualnym. Nie spotkałam się jednak z wizją, że dziecko będzie programistą i będzie zarabiało ogromne pieniądze. Tak więc dla części rodziców internet to tylko zagrożenie.
W rozmowach z rodzicami często słyszę także o sytuacji, kiedy chcą razem zjeść posiłek, a dziecko przychodzi z komórką “i cały czas coś tam klika”. Dla mnie to nie jest uzależnienie, dla mnie to informacja, że środowisko, w którym to dziecko przebywa, jest dla niego mniej atrakcyjne niż to, co jest tam w komórce. Mamy tu do czynienia z sytuacją, kiedy rodzic może się zainteresować światem mojego dziecka i może zacząć budować z nim relację. Mam tu na myśli relację, w której jest miejsce i na potrzeby rodzica i na potrzeby dziecka. Tylko rodzic musi mieć świadomość, że relacji nie buduje się poprzez wyłączenie wi-fi, zakaz korzystania z komputera albo telefonu, albo jakieś limity. Konieczna jest tu świadoma decyzja dorosłych, że kontakt z dzieckiem i ich relacja jest dla nich ważna, ale relacja, nie tresura.
Czyli byłoby dobrze, gdyby rodzice i dzieci mieli o czym rozmawiać przy stole?
Tak, wspólne hobby, plany to świetna sytuacja. Myślę jednak, że za pierwszym razem może się nie udać. Tą pierwszą rozmowę lepiej zacząć od siebie i powiedzieć np.: “wiesz córeczko, jemy teraz posiłek i ja wiem, że to może być dla Ciebie trudne, bo zawsze siadałaś do stołu z telefonem, ale cieszyłabym się, gdybyś przez pięć minut mogła pobyć tu z nami, a nie z telefonem”. Na początku dziecko może się buntować, ale przełknijmy to, niech najpierw faktycznie zacznie od pięciu minut.
Pamiętajmy też, że nie jest tak, że dzieci nie chcą spędzać z nami czasu. One bardzo chcą, żeby mama przytuliła, żeby tata poszedł z nimi na rower, żeby mogli razem coś zrobić. Dzieci zawsze opowiadają, jakie fajne jest robienie czegoś z mamą i tatą. Uważajmy jednak na to kiedy chcemy wspólnie spędzać czas i na jakich warunkach. Jeśli dla przykładu dziecko ma jakiś plan, umówiło się z kolegami, a my, nie wiedząc o tym, nagle każemy mu się zebrać, bo idziemy do kina, to nie mamy co liczyć na dobrze spędzony wspólnie czas.
Czyli w skrócie dzieci potrzebują nie limitów na internet, tylko obecności rodziców.
Tak, ale bądźmy szczerzy, mówienie, że łatwo jest zrobić tak, żeby dzieci wybierały nas, a nie świat cyfrowy jest przekłamaniem. Nie jest łatwo, ale warto do tego dążyć. I wcale nie muszą to być niesamowite plany. Wcale nie musimy wspólnie jeździć na koniec świata, możemy za to razem usiąść i coś wspólnie przeczytać, możemy pójść razem na plac zabaw tylko rodzic musi wejść do piaskownicy, a nie stać gdzieś z boku i czytać wiadomości na telefonie. Chodzi o uwagę. Możemy razem upiec ciasto i to nawet korzystając z przepisu z internetu, ale bądźmy przy tym razem. Mama wsypuje mąkę, dziecko miesza itp.
Na początku naszej rozmowy pojawiło się stwierdzenie, że uzależnienie od świata wirtualnego to nie jedyny problem?
Tak, takim zagrożeniem, które w tej chwili widzę najbardziej, jest wpływ na psychikę młodych ludzi, jaki niesie za sobą ciągła obserwacja w świecie wirtualnym. Cały czas ktoś może coś skomentować, wrzucić nowe zdjęcie czy filmik przedstawiający daną osobę. Przez tę ciągłą obserwację, w trudnym wieku, zwanym dojrzewaniem, młody człowiek może mieć jeszcze większe problemy z samooceną, z wiarą w samego siebie, lękiem przed oceną. Internet niesie ze sobą także brak intymności. Nawet prywatne wiadomości wysłane do jednej osoby mogą zostać rozesłane do wielu odbiorców.
Często w rozmowach z rodzicami, wybrzmiewa właśnie problem tego, że w życiu dzieci nie ma takiego momentu, że kiedy zamkną telefon, zostają same ze sobą. Niestety w świecie wirtualnym ludzie pozwalają sobie także na więcej niż w rozmowie twarzą w twarz. Przez telefon czy komputer o wiele łatwiej kogoś skrytykować. Obrazowo wygląda to trochę tak, że młodzi ludzie znajdują się na swoistym targu, na którym każdy ma prawo wypowiedzieć się na temat tego, co inni robią ze swoim życiem. Warto tu też pamiętać, że dla dzieci gdzieś od około piątej klasy, jak i nastolatków opinia rówieśników jest ważniejsza niż opinia rodziców, tak więc często krytyka w sieci prowadzi do tego, że dziecko nie chce chodzić do szkoły, nie chce się spotykać ze znajomymi, zaczyna się bać.
Internet więc, w tym newralgicznym czasie, może nieść zagrożenie dla poczucia własnej wartości, pewności siebie.
Jak rodzice mogą, w takiej sytuacji, pomóc dziecku?
Niestety, ale rodzice są często bezradni, ponieważ mają niewiele środków. Jeśli wcześniej rodzic zbudował relację z dzieckiem, wie, co dzieje się w jego życiu, a dziecko mu ufa, to bardzo prawdopodobne, że dziecko przyjdzie się pożalić, porozmawiać, kiedy spotka się z falą krytyki w internecie. Rodzic może też zauważyć, że dziecko jest smutne, płacze i sam może zaproponować rozmowę. Żeby dziecko chciało jednak porozmawiać z rodzicem, koniecznie musimy wcześniej zbudować solidną relację.
Kiedy nie mamy relacji z dzieckiem, może ono poczuć się bardzo samotne i wykluczone. Jeśli w domu nie ma prawdziwej relacji, to grupa rówieśnicza staje się bardzo istotna.
Rodzice mogą także obserwować, co się z dzieckiem dzieje. Mogą obserwować, czy ono sypia, jak się ubiera, jak się odzywa do innych i powstrzymywać się od ciągłej krytyki. Mam tu na myśli słowa typu: “bo ty jesteś uzależniony/a”, “bo to wszystko przez…”. Lepiej pójść w narrację opisującą, co mi dana sytuacja robi, jako osobie dorosłej. Możemy więc powiedzieć: “wiesz co, niepokoję się, kiedy widzę, że śpisz trzy godziny na dobę, bo boję się, że to odbije się na twoim zdrowiu”. Zrezygnujmy w rozmowie z ataku, a lepiej powiedzmy o tym, jak sami widzimy tę sytuację.
Dlaczego młodzi ludzie tak chętnie i mocno angażują się w świat online?
Główny mechanizm, z jakim mamy tu do czynienia, to mechanizm akceptacji. Kiedy dziecko wchodzi w świat wirtualny, może stać się bohaterem w grze, może być magiem, może uratować świat. Zamyka się w narracji, która została stworzona przez dorosłych, a ten świat jest bardziej przyjemny, niż świat, do którego ma wrócić, w którym czeka na niego np. nauka do sprawdzianu z matematyki, albo zmierzenie się z kolejną złą oceną, czy krytyką ze strony najbliższych. Gry pozwalają uciec do świata, w którym jest po prostu przyjemniej.
Podobnie jest z portalami społecznościowymi?
W kontekście mediów społecznościowych, komunikatorów czy portali, często młody człowiek, który ma do siebie wiele zastrzeżeń i jeszcze słyszy krytykę ze strony najbliższych, może zacząć uciekać w obserwację kanałów innych ludzi, albo sam próbować zaistnieć w social mediach. Z czasem ten kolorowy i przyjemny świat pochłania takiego nastolatka coraz bardziej i zaczyna on tracić kontrolę nad czasem spędzonym online, pojawia się coraz więcej złych nawyków. Taki młody człowiek może dla przykładu zaraz po przebudzeniu sięgać po telefon i od razu sprawdzać, co się wydarzyło nocą.
Komunikatory i grupy także bardzo wciągają. Poza tym takie grupy żyją cały czas, nierzadko dialog trwa nawet nocą, więc jego uczestnicy czują się zobowiązani do nieustannego sprawdzania powiadomień. Często pojawia się więc mechanizm związany z potrzebą akceptacji, ale też z lękiem, że zostanę z jakiejś grupy wykluczony.
Zobacz również recenzję książki „Dziecko na cyfrowym odwyku”, której autorką jest ekspertka z tego wywiadu Magdalena Majewska.
Tu także pomóc może zmiana narracji?
Tak, wracając do domu rodzinnego, do rodziców, dziadków, czy nawet dalszych krewnych, jedną z rzeczy, które możemy robić, jest mówienie dziecku, że jest ważne również w świecie rzeczywistym. Dobrym przykładem może być komunikacja, w której zamiast mówić: “znowu nie zrobiłeś tego, czy tamtego” zwracamy uwagę na to, co dziecko zrobiło, nawet jeśli chodzi o malutkie rzeczy. Czasem wystarczy zdanie typu: “O widzę, że odstawiłaś buty do szafki, super, dziękuję”.
Narracja w świecie wirtualnym opiera się na wzmocnieniach pozytywnych, tam nie ma wzmocnień negatywnych. Dla przykładu konstrukcja gier jest taka, żeby młody człowiek dostawał jak najwięcej nagród i wystarczą do tego jakieś gwiazdki, napis “super” itp. Za każdym razem powoduje to wyrzut dopaminy, czego nasz mózg potrzebuje. W świecie rzeczywistym nasze dzieci mają w drugą stronę, czyli w cudzysłowie dostają kij, więcej informacji, co robią źle, co powinni poprawić, “dlaczego nie są tacy jak…”. Jeśli więc mózg ma wybierać, czy woli wzmocnienia pozytywne i świat, w którym może być bohaterem, czy też ma wrócić do rzeczywistości, gdzie wszystko jest nie tak i wszyscy są z niego niezadowoleni, to po prostu wybierze miejsce, w którym jest mu przyjemniej. My, jako rodzice mamy na to o tyle wpływ, że możemy zacząć zmieniać swoją perspektywę, co może być trudne i być nie lada wyzwaniem, ponieważ wielu rodziców nie ma doświadczeń z częstym chwaleniem.
Szkoła niestety też często wymaga, aby uczeń miał dobre stopnie ze wszystkiego. Rodzice mogą zacząć od małych kroków, od zauważenia jednej rzeczy, którą dziecko zrobiło dobrze. Można pójść też krok dalej i zacząć tak projektować doświadczenia, żeby dziecku się udawało, czyli np. jak zapisujemy je na basen, nie czekajmy z radością, aż przepłynie 25 metrów, tylko cieszmy się już z tego, że weszło do wody, zrobiło ten pierwszy krok. Nie zachęcam do tego, żeby z życia zrobić grę. Zachęcam, żeby widzieć więcej małych rzeczy, które robią nasze dzieci i które my sami robimy.
Czy próba zrozumienia świata online przez rodziców także pomogłaby dzieciom?
Kiedy pisałam książkę, panował mit, wciąż często powtarzany, że granie w gry powoduje u dzieci agresję. Nie ma ani jednego badania, które by to potwierdzało. Dlatego warto być ostrożnym w stosunku do różnych mitów i historii dotyczących gier. Jeśli moje dziecko w coś gra albo spędza czas w sieci nad czymś, co mnie niepokoi, to najpierw muszę znaleźć odpowiedzi na pytania, czego tak właściwie się boję, o co mi konkretnie chodzi i dopiero jak to wiem, mogę usiąść z dzieckiem i z nim porozmawiać. Warto jednak pamiętać, żeby nie była to rozmowa z poziomu ogólników “bo Ty zawsze”.
W książce pojawia się teza, że najlepszym, co może zrobić rodzic, to świadomie wprowadzić dziecko w temat internetu. Jak to zrobić?
Postawa świadomego rodzica to właśnie edukowanie się w temacie, którego się nie zna i wprowadzanie dziecka w temat. Ja, jako dorosły, mama wpływ na to, kiedy moje dziecko dostanie dostęp do komputera, jak również czy roczny lub dwuletni maluch będzie siedział przy restauracyjnym stole, lub w swoim wózku z telefonem komórkowym. Przez pierwsze lata życia dziecka jedynie rodzic decyduje, jak wygląda jego wspólny czas z dzieckiem. Jeśli więc rodzic wybierze, że chce, żeby jego dziecko, mając rok czy dwa, siedziało z telefonem komórkowym i to jest dla niego ok, to jest to jego wybór, ale trzeba mieć świadomość, jaki ma to wpływ na dziecko i czego go uczy. Rodzic modeluje zachowanie dziecka.
Jakie mogą być konsekwencje pokazania dziecku świata online zbyt wcześnie?
Chociażby takie, że jeśli za trzy czy cztery lata, kiedy rodzic będzie chciał porozmawiać z dzieckiem przy stole, nie będzie to możliwe, bo będzie ono “siedziało w internecie”. Podobnie, kiedy pojadą nad wodę i mama albo tata będą chcieli, żeby dziecko wyszło z namiotu, z domku, z pokoju, to ono nie wyjdzie, bo będzie pochłonięte światem wirtualnym. Konsekwencją może być także to, że dziecko będzie miało dostęp do nieadekwatnych dla jego wieku treści, szczególnie tych związanych z przemocą, co może wpłynąć na jego psychikę. Mózgi dzieci rozwijają się w swoim tempie i niektóre treści nie powinny być im pokazywane zbyt wcześnie. Dla przykładu dwu czy trzyletnie dziecko nie powinno oglądać scen, w których ktoś kogoś zabija, bo to będzie dla niego szok. Pewnie jednorazowy kontakt z takimi treściami nie wyrządzi żadnej krzywdy, ale eksponowanie na takie treści dziecka przez dłuższy czas, wpłynie na nie negatywnie.
Gdzie rodzice mogą szukać pomocy i wsparcia, jeśli coś ich niepokoi?
W wielu fundacjach, które zajmują się tematem cyfrowego świata. Pomóc może także psycholog, ale powinniśmy udać się do niego i z dzieckiem, jak i ze sobą, i zacząć rozmawiać o tym, co się u nas dzieje. To nie działa tak, że rodzic wysyła dziecko na terapię i problem tam zostaje rozwiązany. W takich sytuacjach terapia jest potrzebna całej rodzinie. Psycholog może pokierować dziecko także do psychiatry, jeśli uzna, że potrzebne jest wsparcie lekami. Warto tu także powiedzieć, że mózg dziecka jest bardzo neuroplastyczny więc często jest tak, że zmiana otoczenia, bodźców, wpływa na to, że mózg zaczyna się zachowywać inaczej, nie zawsze trzeba sięgać po leki.
Uważam że warto też wspomnieć, że jest kampania “odłącz się, połącz się”. Jest to ogólnopolska kampania społeczna jak uśpić ekrany i obudzić aktywność. Na stronie fundacji, która prowadzi tę kampanię, można znaleć bardzo dużo pomysłów na to, jak konkretnie działać.
Jeśli jednak dziecko ma złe nawyki, a nie jest uzależnione, to polecam na początek rodzicom przyjrzeć się ich własnym nawykom i zacząć solidnie budować relację z dzieckiem, póki jeszcze jest na to czas.
Małgorzata Majewska, pedgożka-terapeutka
Coach, trenerka redukcji stresu, praktyczka porozumienia bez przemocy. Propaguje empatię i współpracę opartą na relacji. W stosunkach rodzic-dziecko uważa, że najważniejsza jest więź oraz wzajemna akceptacja. Jeśli naprawdę o nie zadbamy, wychowanie przestanie być walką.